FILIPINY
Po 16 godzinach lotu człowiekowi i tak jest wszystko obojętne. W głowie ma tylko szybki prysznic i łóżko. Tymczasem to nie koniec podniebnej podróży. W Manili mamy przesiadkę na samolot do Cebu. W samej stolicy nikt nie zostaje na długo. Filipińskie miasta nie należą do najpiękniejszych, poza tym cel turystów jest oczywisty: biały piasek, lazurowa woda, dżungla, palmy, rafy koralowe, jednym słowem powalająca z nóg przyroda, raj na ziemi.
Uwaga! W Manili są ogromne korki, by dostać się na lotnisko z pobliskich hoteli, potrzeba od 20 minut w nocy do 2 godzin w dzień! Moi znajomi mieszkali tuż przy terminalu, byli więc przekonani, że wyjście z hotelu na 2 godziny przed odlotem będzie wystarczające. Niestety okazało się, że ich właściwy terminal znajduje się na drugim końcu lotniska. Przejazd zajął im 1,5 godziny, sama odprawa to była kolejna godzina. Na szczęście samolot miał spore opóźnienie, dlatego szczęśliwie wrócili do Europy.
Uwaga! Przy wyjeździe z portów lotniczych i morskich pobierany jest podatek, płatny tylko gotówką. Pamiętajcie więc, aby na koniec pobytu mieć przy sobie pieniądze.
Sześciogodzinny transfer w Manili narzuca nam szalone tempo, dlatego szybko udajemy się do hotelu. Po expresowym prysznicu na zegarze wybija 1.00 w nocy. Nie ma sensu kłaść się spać, gdyż na lotnisku musimy być za jakieś 3 godziny. Dzięki tanim liniom lotniczym Cebu Pacific już o 8 rano miękko lądujemy w Cebu, piątym co do wielkości mieście na Filipinach.Bierzemy taksówkę do portu, skąd wypływa statek na Bohol. Docieramy na 40 minut przed odprawą, ale szanse, by załapać się na planowaną godzinę rejsu są marne. Kolejka do kas biletowych ciągnie się bez końca. Do tego temperatura i wilgotność powietrza zwalają z nóg. Kasy znajdują się na środku asfaltowego placu, zero cienia, tłum potęguje uczucie stojącego powietrza. W końcu zdobywamy miejsca na następny rejs. Odprawa za 2,5 godziny. Mamy teraz jeden cel: jak najszybciej dostać się do klimatyzowanego pomieszczenia.
Uwaga! Port w Cebu jest ogromny. Odległości pomiędzy terminalami, korki i liczba podróżujących zdecydowanie utrudniają utrzymanie planu wycieczki w ryzach. Przemieszczanie się pomiędzy terminalami jest możliwe za pomocą taksówek. Pamiętajcie, że za taksówki płacicie zgodnie ze stanem licznika, nie umawiajcie się na wcześniejsze kwoty, gdyż zawsze są zawyżane. Jeżeli ktoś proponuje wam podwózkę prywatnym samochodem, rozmawiajcie tylko z właścicielem pojazdu, bo nagle okaże się, że wasz negocjator to naganiacz, który podbija cenę, by potem różnicę wziąć od kierowcy.
Po 26 godzinach podróży, znajdujemy się w klimatyzowanym terminalu, dryfującym na wodzie. W pewnym momencie już nie wiemy co się buja, a co nie. Serce ze zmęczenia łapie arytmie, wszyscy mają poczucie, że zaraz zemdleją. Na szczęście pojawiają się masażyści, chwila relaksu każdemu się należy. W końcu wsiadamy na szybką łódź i po 2 godzinach jesteśmy w Tagbilaran na wyspie Bohol. Teraz jeszcze pół godziny taksówką na Panglao i jesteśmy w hotelu.
Po 30 godzinach podróży JEST JEST JEST. Bierzemy szybki prysznic i podnieceni idziemy na plaże. Tym, którzy jeszcze nie byli w tropikach, widok zapiera dech w piersiach. Okazuje się, że pocztówki i foldery z egzotycznych wakacji nie są preparowane. Kolory są dokładnie takie, jak te z albumów reklamowych. Zatrzymujemy się przy Alona Beach, gdzie znajduje się mała wioska rybacka z piękną plażą, dobrymi restauracjami i świetnym klimatem. Jeżeli chcecie poczuć trochę luksusu warto wybrać się do Bohol Beach Resort, gdzie za niewielką opłatą można spędzić czas na pięknej plaży, korzystać z basenu, leżaków i hamaków.
Uwaga! Na wyspach małe dystanse można pokonać dzięki tricyclom – są to trzykołowe motocykle, osiągające „zawrotne prędkości”, które mogą pomieścić całe rodziny razem z bagażem.
Panglao Mała wyspa leżąca tuż przy linii brzegowej wyspy Bohol. Znajdują się na niej bajeczne plaże porównywalne z tymi z Boracay. W przeciwieństwie do Boracay, nie ma tu masowej turystyki. Panglao jest świetną bazą wypadową na Bohol, gdzie można zobaczyć słynne Czekoladowe Wzgórza, czy popłynąć w rejs statkiem w głąb dżungli.
Po paru dniach relaksu lecimy z Cebu do Puerto Princesa na Palawanie. To jedna z najciekawszych wysp Filipin, wielokrotnie wyróżniana w magazynach podróżniczych za swoje wyjątkowe piękno. Nasz cel to El Nido, wioska rybacka oddalona o 268 km od Puerto Princesa. Po łagodnym lądowaniu i wyjściu ze strefy bagażowej czeka na nas kierowca. W ręku trzyma tabliczkę z naszymi imionami. Miejsca w samochodzie zarezerwowaliśmy wcześniej online. Nasz wybór poprzedzony researchem w internecie padł na Day Tripper’a. Mają bezpiecznych kierowców, dobrze wyposażone i wygodne samochody: rozkładane duże fotele, przestrzeń na nogi, a na powitanie serwują poczęstunek. Podczas jazdy obserwujemy niebezpiecznie wyprzedzające nas busy i jesteśmy szczęśliwi, że wybraliśmy właśnie tę firmę.
Uwaga! Podróż do El Nido to ok. 5-6 godzin busem. Droga nie jest w całości asfaltowa. Na trasie Lotnisko – EL NIDO działa wiele firm, ale nie ma sensu oszczędzać. Tańsze busiki często nie mają klimatyzacji, są przeładowane i niebezpieczne. Jak ktoś ma dużo czasu i chce mniej wydać, może skorzystać z RORO BUS lub CHERRY BUS, kursujących z dworca autobusowego w Puerto Princesa. Oczywiście autobusy bez klimatyzacji są tańsze, ale podróż do 7 godzin w saunie to duże ryzyko!
Wieczorem docieramy na miejsce. Wysiadamy pod samym hotelem. Wspinamy się na wzgórze do naszego uroczego domku na skraju dżungli. Panuje już mrok, więc za wiele nie widzimy. Wszyscy padamy po całym dniu podróży i szybko idziemy spać. O 4 nad ranem budzą nas małe jaszczurki, które wydają krzykliwe dźwięki, zupełnie obce naszym uszom. O świcie wychodzimy z domku , a naszym oczom ukazuje się przepiękny widok na zatokę El Nido. Na tarasie czeka na nas pyszne śniadanie i gorąca kawa. Czego można chcieć więcej. Potem szybko wybieramy się do centrum miasteczka, gdzie wykupujemy bilety na Island Hopping.
Uwaga! Główną atrakcją El Nido jest Island Hopping, pływanie łodzią po bajecznym archipelagu, zwiedzanie lagun, zatok, tajemniczych miejsc, plażowanie, nurkowanie i podziwiane raf koralowych. Całodniowa wyprawa z wyżywieniem kosztuje ok. 70 zł. Firm wycieczkowych w mieście jest mnóstwo i wszystkie mają podobne trasy. Zdecydowaliśmy się na tę poleconą przez kierowcę busa. Najciekawsze dla nas były trasy A i C.
Uwaga! W El Nido nie wolno pić wody bezpośrednio z kranu. Nawet zęby należy myć wodą butelkowaną. Drinki z lodem zamawiajcie tylko w pewnych miejscach, np. Art Cafe. Prąd w miasteczku jest tylko od 14.00 do 6.00 rano, ale zdarzają się też dłuższe przerwy. Nie ma tu również banku ani bankomatu, dlatego musicie mieć przy sobie gotówkę! W Art Cafe jest kantor, dla tych którzy mają przy sobie dolary. Moim znajomym udało się na kartę wypłacić pieniądze na stacji benzynowej, ale ilość gotówki jest bardzo ograniczona. Lepiej nie nastawić się na tego typu rozwiązanie.
Nasze wakacje dobiegają końca. Czeka nas podróż powrotna do Puerto Princesa. Tu zatrzymujemy się na 2 dni. Miasteczko jest przyjemne. Przechadzamy się po centrum, jemy zupę na ulicy za rekordowe 1,20 zł. Potem tricyclem jedziemy na nadmorską promenadę. Tu znajduje się wesołe miasteczko i mnóstwo knajp z pysznymi owocami morza.
Uwaga! W Puerto Princesa warto zobaczyć podziemną rzekę, która znajduję się na liście UNESCO.
Po krótkim pobycie w Puerto Princesa wracamy do Manili, gdzie spędzamy cały dzień w oczekiwaniu na lot do Europy. Wykorzystujemy ten czas na dostanie się do centrum i zobaczenie chociaż małego kawałka miasta. Manila jest brudna, tłoczna i chaotyczna. Wracamy na lotnisko już po 4 godzinach. Jesteśmy wypompowani. Miasto wysysa z nas energię garściami. Temperatury i wilgotność sięgają zenitu. Na wyspach nad oceanem kompletnie tego nie odczuwaliśmy. Tutaj jest piekło. Ogromne korki, przez które pokonanie nawet krótkich dystansów jest wyzwaniem. Wszędzie nieprzebrane tłumy ludzi. Metro zatłoczone do tego stopnia, że na stacjach linami oddziela się potoki pasażerów wysiadających i wsiadających. Dla Europejczyka to może być szokujące. Po tej wyczerpującej wyprawie wracamy na lotnisko i żegnamy Filipiny – Raj na ziemi.